niedziela, 10 lutego 2013

1. I often imagine how people would react to my death.

       Kyoko miała powoli tego wszystkiego dość. Ciągła nauka, obowiązki prefekta i nieustanne misje od jakże "przemiłego i szanownego" Shinobu Tsukasy nieźle dawały w kość. Sprawiały też, że dziewczyna nie miała czasu na rozkoszowanie się swoją ukochaną porą roku, jaką była oczywiście zima.
      Jej irytacja wzrastała za każdym razem kiedy tylko ktokolwiek czegokolwiek od niej chciał, co sprawiło, że raz omal nie udusiła gołymi rękami biednego Mitsuo, który chciał tylko zabrać ją na kawę, innym zaś razem wyładowała swoją frustrację krzykiem na środku Bazy i to na równie niewinnym Hiroyi, który tylko przyniósł jej list od swojego ojca (po całym tym wykładzie jaki mu się dostał jeszcze przez dobre pięć minut stał w miejscu jak wryty nie bardzo będą w stanie ogarnąć co się właśnie wydarzyło). W szkole natomiast mało brakowało a rzuciłaby podręcznikiem w nauczyciela zaklęć, który próbował się do niej potajemnie zalecać, jak zresztą do każdej innej dziewczyny w Sakuranie.
        Doszło zatem do tego, że Kamiyama została wysłana na przymusowy "urlop" do domu, przez wzgląd na dobro społeczności Sakuranowskiej (nie trzeba chyba dodawać, że liczba szlabanów w ostatnim czasie dramatycznie wzrosła) i zdrowia psychicznego samej dziewczyny. Długo nie trzeba jej było namawiać. Właściwie od razu po rozmowie z dyrektorką szkoły poleciała do domu.
Z ulgą przyjęła widok ogromnej willi rodziców w Tokio, jak i ukochanego lokaja Josepha, który jak zwykle od wejścia nastawał na jej życie, tym razem próbując jej wymierzyć kopniaka w brzuch. Dzięki niemu jednak zdolność szybkiego reagowania Kyoko miała wybitnie rozwiniętą. Uniki robiła znakomicie. Także i tym razem.
       Matka przywitała ją z otwartymi ramionami już rozmyślając jakby tutaj umilić córce czas spędzony w domu. Dziewczyna nie przyjęła tego ze szczególnym entuzjazmem, szczególnie jeśli miało się to wiązać z przyjęciami czy jakimikolwiek innymi sposobami, które wystawiałyby ją na widok publiczny. Ojciec natomiast uśmiechnął się tylko do swej ukochanej jedynaczki, wyściskał ją i porozumiewawczym uśmiechem dał jej znać, żeby odpoczywała sobie w spokoju, o ile uda jej się jakoś odwieść matkę od jej dziwnych, towarzyskich zapędów.
     Pierwszy dzień pobytu w domu Kyoko spędziła na drobnych przyjemnościach jak długa kąpiel, przycięcie włosów, pomalowanie paznokci czy eksperymenty z makijażem. Pod wieczór z braku lepszych zajęć zrobiła porządki w swojej garderobie wyrzucając pięć ogromnych worów ciuchów, które już były na nią za małe bądź zwyczajnie w nich nie chodziła. Uznała zatem, że biedniejszej części społeczności Tokio z pewnością przydadzą się one bardziej niż jej. Poza ciuchami wyrzuciła też cały worek butów. Z biżuterią jakoś nie była w stanie się rozstać. Kiedy skończyła w jej garderobie zrobił się całkiem spory prześwit co w pewnym stopniu zaczęło ją martwić. Nie dlatego, że nie będzie się miała w co ubrać (i tak miała ulubioną grupkę rzeczy, w których chodziła najczęściej), ale dlatego, że jej matka mogła dostać zawału na sam widok tej pustki.
         Kyoko pomyślała zatem, że wypadałoby się wybrać na zakupy i chociaż w jednej dziesiątej uzupełnić braki w szafie. Nie miała jednak póki co nastroju na zakupy - tak, na to też można nie mieć nastroju. Drugi dzień spędziła zatem na jakże fascynującej grze w szachy ze swoim ojcem, podśpiewywaniu sobie jakichś utworów w zaciszu własnego pokoju oraz snuciu się za Josephem, ot tak, z czystych nudów. Lubiła towarzystwo lokaja, zawsze ją jakoś uspokajało, więc tego dnia pomagała mu robić to czy owo. Wieczorem natomiast humor poprawił się jej na tyle, że nawet dała się wyciągnąć matce na krótką (czytaj dwugodzinną) wizytę u bliskich znajomych. Udało jej się przy tym nie zaziewać się na śmierć, co poczytała sobie za swój osobisty sukces.
          Trzeciego dnia siły i chęci do życia oraz egzystowania w społeczeństwie wróciły jej na tyle, że wybrała się na wspomniane wcześniej zakupy mające na celu uzupełnienie jej garderoby. Co prawda trochę nie w smak było jej udawanie się tam samej, ale czuła, że kogokolwiek by ze sobą zabrała, to jeszcze nie był ten czas na zbyt długie przebywanie w czyimś towarzystwie. Mogła zawsze wykorzystać nieco Mitsuo, ale w pewnym stopniu było jej głupio po tym, jak ostatnio bezczelnie i bez autentycznego powodu nastawała na jego życie.
 Odchrząknęła zatem znacząco, odetchnęła głęboko trzy razy, skinęła stanowczo głową i uzbrojona po zęby w cierpliwość i samozaparcie udała się do pierwszego sklepu. Niczego godnego jej uwagi tam nie znalazła więc powędrowała do następnego. Po drodze spotkała kilkoro starych znajomych ze swojej mugolskiej szkoły. Wymieniła z nimi grzeczności nie wdając się jednak w głębsze dyskusje. Oni też nie wydawali się skorzy do dalszych konwersacji więc nie widząc powodów ani tematu do ciągnięcia rozmowy po prostu się z nimi pożegnała. 
Na chodzeniu po sklepach zszedł jej prawie cały dzień a i tak nic nie kupiła. Uznała zatem, że są dwie opcje: albo zwyczajnie przeceniła swoje siły i to jeszcze nie był najlepszy moment na takie wyjście, albo projektanci mody powinni sobie wziąć jakiś dłuższy urlop, bo to co obecnie sprzedawano w sklepach wstyd by jej było zapewne rozdać choćby bezdomnym. Moda naprawdę wydawała się schodzić na iście niebezpieczne tory.
Kiedy Kamiyama wracała do domu nieco przygnębiona poczynionymi obserwacjami odnośnie tokijskiego świata mody nagle poczuła się dziwnie. Ogarnęło ją niepokojące przeczucie, że jest obserwowana. Jako pełnoprawna członkini yakuzy zmuszona była szybko wyrobić w sobie odruch sprawnego chronienia własnego tyłka, a co za tym idzie łatwo wyczuwała, kiedy ktoś zachodził ją od tyłu. To już był bardziej instynkt samozachowawczy, ale też nigdy jej nie zawiódł. Teraz również była pewna, że ktoś za nią podąża, potrafiła nawet stwierdzić, że jest to jedna tylko osoba, ale przeczucie mówiło jej, że cholernie niebezpieczna. 
Kyoko była właściwie w kropce. Nie mogła przy przechodniach zmienić się w kota i czmychnąć gdzieś pomiędzy ich nogami umykając z oczu swojego "cienia". Nie mogła również po prostu obrócić się i publicznie nastawać na jego życie. Zakładając natomiast, że chociaż szła za nią tylko jedna osoba ma ona mimo wszystko jakieś wsparcie, wejście w jakąś zaciemnioną, ustronną uliczkę, aby tam się z nią policzyć byłoby cokolwiek niemądre. Niosło bowiem ryzyko pozwolenia na otoczenie się. Skorzystanie z mocy danej jej przez bóstwo opiekuńcze domu i wzlecenie w powietrze też nie wchodziło w rachubę. Teleportacja tym bardziej. A działać trzeba było szybko.
Ostatecznie uznała jednak, że jakkolwiek ryzykowne, zaszycie się w ciemnej uliczce jest najlepszym wyjściem, bo narażało tylko jej życie. Odetchnęła zatem głęboko i znając Tokio właściwie całkiem dobrze skręciła w najbliższą dróżkę pomiędzy dwoma wysokimi budynkami. Dobrze wiedziała, że nikt nią nigdy nie chodził. Była stosunkowo ciasna i zupełnie nieoświetlona, co wywoływało w ludziach chroniczne uczucie strachu i osaczenia, stąd też omijali ją szerokim łukiem. Idealny wybór. 
Nie zdziwiła się wcale, kiedy osoba śledząca ją stukając obcasem również skręciła w uliczkę. A zatem kobieta? Kyoko zmrużyła oczy. Coś jej tutaj nie pasowało. Najbardziej zaognione stosunki panowały pomiędzy yakuzą a premierem Japonii, nie wydawało jej się jednak, aby była na tyle znaczącą figurą w szeregach mafii, aby wiedział o niej sam Noda i celowo nastawał na jej życie. Zatem kto? Coś tutaj było nie tak. Czuła to od początku. 
Nie chcąc dłużej stać tyłem do przeciwniczki obróciła się szybko na pięcie spodziewając się natychmiastowego stanięcia z nią twarzą w twarz. Jakże się zatem zdziwiła, kiedy nie ujrzała nikogo. A przecież była pewna, że ktoś za nią podąża. Czyżby zmysły płatały jej figle? Nie, to niemożliwe. Nie mogła być aż tak zmęczona. 
Tylko potomkowie boga Tsukiyomi potrafili znikać w cieniu, a stanowcza większość z nich należała do yakuzy. Któż zatem kto się wyłamał mógł o niej wiedzieć? Odruchowo przełknęła nieco głośniej ślinę i cofnęła się o krok. Oddech jej nieco przyspieszył. Nigdy by się do tego nie przyznała, ale w tejże chwili Kyoko autentycznie zaczęła się bać. Wiele razy nastawano na jej życie czy dziewictwo, zawsze jednak miała swojego "rycerza", który spieszył jej na ratunek. Teraz jednak w pobliżu nie było Tomohisy czy chociażby Mitsuo. Żaden z nich nie był w stanie jej pomóc. Była zdana na siebie.
Nie wiedząc zbytnio czemu zrobiła mały kroczek do tyłu i wtedy też zaalarmował ją świst powietrza tuż przy jej uchu. Korzystając z umiejętności nabytych dzięki treningom z Josephem znakomicie uniknęła ciosu uchylając się dokładnie w ostatniej chwili. W ułamek sekundy obróciła się przodem do przeciwniczki, której na tle ścian widziała jedynie zarys. Szykowała się ona już do drugiego ciosu, ale i tego Kamiyama sprawnie uniknęła. Podobnie zresztą jak kilku następnych. Napastniczka nie wydała z siebie przy tym żadnego dźwięku uniemożliwiając Kyoko rozpoznanie się. A pani prefekt była pewna, że ten styl walki czy poruszania się jest jej całkowicie obcy, co nijak nie poprawiło jej sytuacji.
W końcu zarzuciła bierną obronę i wyprowadziła własny cios, ale wtedy jej przeciwniczka rozmyła się w ciemnościach. Wprawiło to Kamiyamę w chwilowe zaskoczenie. Trwało ono tylko ułamek sekundy, ale ta chwila rozproszenia kosztowała ją bardzo drogo. Nim zdążyła się zorientować napastniczka chwyciła ją jedną ręką w pół, a drugą przyłożyła jej do ust i nosa nasączoną czymś szmatkę. Kyoko próbowała się bronić, ale bezskutecznie. Raptem kilka sekund wystarczyło, aby substancja na szmatce ją osłabiła i uśpiła. "Eter..." - tylko tyle zdążyła pomyśleć nim zapadła w sen.
Kamiyama znalazła się w jakiejś dziwnej próżni. Wokół niej była tylko ciemność i wręcz dzwoniąca w uszach cisza. Nie potrafiła powiedzieć co się z nią dzieje. Nie mogła myśleć, ani tym bardziej odnaleźć własnego ciała. Nie wiedziała jak porusza się rękami czy nogami, w ogóle przestała je czuć. Jakby była teraz tylko jakimś zupełnie lekkim, nijak nie związanym ze światem tworem. Przez chwilę wydawało jej się, że może to tak właśnie czują się duchy.
Gdzieś jednak do jej świadomości zaczęły przedzierać się sygnały z zewnątrz. Eter był co prawda bardzo silną substancją, ale i jego działanie przecież musiało dobiec kiedyś końca. Dzięki temu Kyoko na nowo poczuła, że posiada autentyczne ciało, podobnie jak przypomniała sobie jak myśleć. Słyszała głosy, z trudem jednak przychodziło jej jeszcze rozróżnianie słów. Jedno jednakowoż mogła stwierdzić - wszystkie były kobiece.
- ...zabijemy ją? - spytał jeden z głosów.
- ...potrzebna... wie dużo... yakuza... ten młody Tsukasa... ona na pewno... - odparł inny głos.
Kamiyama dokładała wszelkich starań, żeby odnaleźć w swojej głowie odpowiednie wtyczki, które pozwoliły jej rozpoznać konkretne dźwięki, złożyć je w słowa, potem w zdania tworzące jakąś logiczną całość. Naprawdę chciałaby wiedzieć, gdzie i po co się znalazła. 
- Myślicie, że ona autentycznie coś wie? - odezwał się ponownie pierwszy głos. Tym razem już całkiem klarownie.
- No a jak! Boski Mitsuo lata za nią jak wierny piesek, na pewno mówił jej to czy owo! - dodał trzeci, całkowicie jak dotąd nieznany głos, jakby z lekkim żalem przy wzmiance o Mitsuo.
- Ano. Z resztą Tsukasów też ponoć ma całkiem dobry kontakt. Jeśli ktoś taki nic nie wie o głębszych, długoterminowych planach yakuzy to kto miałby coś wiedzieć? - prychnął drugi głos.
- Przestańcie tyle gadać. Ona może się w każdej chwili obudzić. - odezwał się strofująco czwarty głos. Ku swemu zaskoczeniu Kyoko rozpoznała w nim Sachiko. Jedyną córkę Shinobu Tsukasy. Jej obecność sugerowała, że pani prefekt znalazła się pomiędzy nie byle jakimi wrogami, a samymi współpracownicami Tomoe Gozen. Ponadto z ich konwersacji wywnioskowała, że jej relacje z synami Tsukasy seniora przywiodły ją do tej pozycji. Uważają ją za jakieś źródło wiedzy o programie szefa! Co najmniej jakby miała im zdradzić jego plany na najbliższe dziesięć lat. Wszystkie w konspiracji przygotowywane skoki i tak dalej. Problem był tylko taki, że ona autentycznie nic nie wiedziała. Nie wchodziła nigdy tak głęboko, szczerze powiedziawszy nawet nie chciała wiedzieć ile jeszcze yakuza może mieć na sumieniu. Kto by pomyślał, że nieco cieplejsze stosunki z rodzeństwem Tsukasa wprawią ją w takie kłopoty! Pieskie życie!
Kyoko zmartwiła jednakowoż najbardziej jedna rzecz. Jak ona się stąd wydostanie? Nie interesował ją sposób przekonania swoich uroczych oprawczyń do tego, że nic nie wie. I tak przecież one będą wiedziały swoje. Zgrywanie kompletnego głupka też nie wchodziło w grę. Jedyną możliwością była ucieczka, ale był to też najtrudniejszy pomysł do zrealizowania. Szczególnie dla kogoś, komu głowa ciążyła, jakby wypił całą wódkę z piwnicy rodziców i pewnie jeszcze kilkorga najbliższych sąsiadów. 
Rozmyślania przerwał Kamiyamie odgłos otwieranych drzwi. Jej uwagę zwróciła nagle niczym niezmącona cisza jaka zapanowała w pomieszczeniu. Jakby wszystkie kobiety nagle zapomniały jak się oddycha. Słyszała tylko swoje własne pracujące płuca i po chwili obcasy stukające o najpewniej marmurową posadzkę (co stwierdzała nie tylko po twardości czy wydawanym odgłosie, ale i temperaturze). Z najwyższym wysiłkiem zmusiła się do otworzenia oczu. Od razu spojrzała w górę i jej wzrok napotkał chłodne spojrzenie spokojnych, bezwzględnych, ale i jakże uroczo kobiecych tęczówek. Przed nią oto stała we własnej osobie sama Tomoe Gozen.

To be continued...