Imię: Shiki
Nazwisko: Furuyama
Ur: 15.02
Wiek:25
Wzrost: 180 cm
Waga: 60 kg
Orientacja: bi
Opiekun Okamishi
Uczy obrony przed czarną magia
Jest metamorfomagiem. Nie lubił swoich
ludzkich uszu więc zmienił je na kocie, skończyło się na tym, że
„przedłużył” swoja kość ogonową.
CHARAKTER:
zawsze ma otwarte okno w swoim
gabinecie, jest teoria że to dlatego że jego ego jest zbyt wielkie
aby się tam zmieścić. Ma w zwyczaju mówić o sobie „ore-sama”
co w wolnym tłumaczeniu znaczy „wielki i wspaniały ja”. Mimo
swojej samolubności potrafi pochwalić drugą osobę. Kiedy jego
samoocena osiąga poziom krytyczny, trzeba gwałtownie przerywać
jego monologi jaki to jest wspaniały. Mimo tego że jest wspaniały
nauczycielem, przez swój niski wiek granica uczeń-nauczyciel jest
mocno zatarta. Denerwuje się ktoś go nie słucha na lekcji i odsyła
takich pod sufit. Z większością uczniów jest na „ty”
HOBBY:
gra na basie, drażnienie ludzi dookoła
siebie. Lubi grać w karty (czasem aż za bardzo) dość często gra
z uczniami którzy odbywają u niego kary. Uwielbia organizować
zajęcia z boginami. Kocha zimne nocne powietrze, dlatego często
jest widziany na nocnych przelotach lub po prosty na dachu.
RÓŻDŻKA:
rdzeń z kła widłowęża i wykonana
jest z olchy. Wypolerowana tak by była całkowicie biała, rękojeść
zdobi czarny wąż. 15 cali- sam się temu dziwi ale tłumaczy to
swoim wzrostem.
WYGLĄD:
włosy:
z zasady dredy związane w kitkę i
grzywka opadają na jedno oko. Jeśli chodzi o kolor to tu trochę
gorzej. Każdego dnia tygodnia ma inny kolor.
Poniedziałek: czerwony
wtorek: żółte/blond
środa: niebieskie
czwartek: białe
piątek: zielone
sobota: czarne
niedziela: blady róż
Oczy w odcieniu idealnie głębokiej
czerni, zawsze pokryte warstwą cienia do powiek (bez make-upu ani
rusz!)
usta o głębokim kształcie, górna
warga często czarna, w dolnej kolczyk.
Często widziany ze szmatką na nosie
(ściąga ją tylko okazyjnie) taki styl XD
ja na 100% Japończyka jest dość
wysoki, czego momentami nienawidzi, bo wszystkich widzi „z góry”
a z ciuchami ma problemy. Większość to szyte na zamówienie
garnitury lub ich osobne elementy. Wszystkie ciuchy sam projektuje,
to jego gwarancja na oryginalność. Buty to po prostu glany.
Jego plecy zdobią liczne blizny które "zdobył" będąc jeszcze uczniem.
Jego plecy zdobią liczne blizny które "zdobył" będąc jeszcze uczniem.
HISTORIA:
Jedynak pochodzący z wielopokoleniowej
rodziny czarodziejów. Te dwa czynniki sprawiły że zawsze był
samotny. Raz aby przypodobać się dziewczynie dorobił sobie kocie
uszy i ogon, skończyło się tym, że nie mógł tego odwrócić bo
nie panował nad mocą. Wiele razy uciekał z domu i szkoły bo nie
chciał być czarodziejem, ale kiedy rodzice zagrozili że zabiorą
mu bas, momentalnie odpuścił. Odkąd tylko pamięta był
rozpieszczonym dzieciakiem z wielkim ego, ale kiedy zaczął uczyć
jego negatywne nastawienie do ludzi trochę się zmieniło. Uwielbia
koty, jego dom zawsze był od nich pełen. Zaczął palić i pić w
wieku 15 lat i nigdy nie uważał to za swój błąd.
INNE:
- upodobania kulinarne: ogólnie pojęta kuchnia azjatycka (serio wszystko zje)
- w nocy z jego gabinetu często dochodzi mruczenie kota
- w szufladzie biurka zawsze ma butelkę sake lub whisky
- jego patronus to kot
- bogin zmienia się przy nim w psa
- gra na gitarze i na basie, w gabinecie ma ślicznego, czarnego akustyka i tego samego koloru bas który bardziej służy jako ozdoba.
- kupił domek w którym zamieszka z Shinem
- ma dwa kolczyki w lewym uchu
- pali miętowe marlboro lub czekoladowo miętowe Black Devile.
[nie gryzę i nie połykam w całości ^ ^chętna na wszelkie wątki i powiązania ]
1 773 komentarze:
«Najstarsze ‹Starsze 601 – 800 z 1773 Nowsze› Najnowsze»- Cieszę się - odłożył przybory do malowania i odstawił obraz od wyschnięcie. - Ty też będziesz miał swój dom - dodał z uśmiechem przytulając się do mężczyzny ze wszystkich sił.
- Ale ona lubi sobie pobiegać bez smyczy - zaoponował słabo Ryu - I lubi ciebie sensei - dodał widząc jak psina macha ogonkiem i chce się bawić z Shikim. - Szkoda, że ty jej nie...
- Dziękuję - odparł Shin raz jeszcze przyglądając się obrazowi. - Jest taki... hm inny niż dotychczas - przyznał muskając ustami jego szyję. - Ale w naturze jesteś ładniejszy.
- I zasłużyłem na długiego buziaka? - zapytał spoglądając ukradkiem na obraz. - Starałem się oddać nim ciebie... ale chyba jesteś zbyt skomplikowany by zrobić to idealnie - pogłaskał go po uszku.
- Wiem sensei, wiem - odparł, głaszcząc Ran-chan po łebku. - Pójdziemy już do łózek - obiecał solennie.
- Jestem - przymknął oczy wtulając się w pierś Shikiego. Napawał się jego zapachem. - Śpię u ciebie dziś - mruknął czując ogarniające go zmęczenie.
Ku swojemu zdumieniu i z całą pewnością ku zdumieniu Shikiego, pojawił się na zajęcia jeszcze przed czasem. Oczywiście opuszczając śniadanie, ale to się nie liczyło. Pomachał Furuyamie przed nosem kulką ryżową, żeby pokazać że ma i że zje, po czym wszedł do klasy zajmując swoje miejsce.
- Jak będzie za długo zacznie mieć odwrotny skutek? - bardziej stwierdził niż zapytał, po czym pokiwał głową. - To ja chcę już spać - ziewnął szeroko, wtulając się mocniej w Shikiego. - Nie ruszam się stąd.
- Tak jest - Ryu mu zasalutował i od razu naparł na jego umysł już nieco łatwiej przedostając się przez jego bariery. Blokował jednocześnie ataki Shikiego, nie pozwalając mu przedostać się do swojego umysłu. Tym razem było trudniej, bo musiał przejść przez wspomnienie strachu przed Ran-chan, cały dzień Shikiego i... zatrzymał się na dłużej przy wspomnieniu smaku ust Shina i jego pieszczot. Przekrzywił nieco głowę, odtwarzając sobie to wspomnienie dwa razy, zanim zorientował się co robi. Skrzywił się, czując jak Shiki go wypycha. Nie dał łatwo za wygraną, ale kiedy zerwał połączenie, poczuł ręce Shikiego na swojej szyi.
- Sensei? - spojrzał mu w oczy, szukając w nich Furuyamy. - Sensei gome?
- Mój - mruknął Shin kładąc się zaraz obok niego i przytulając się do niego mocno. Ucałował go po szyi kilka razy zanim ułożył głowę na jego klatce piersiowej usypiając.
- Bo były takie pozytywne - Ryu rozmasował swoją szyję. - Takie ciepło od nich biło - dodał cicho. Zwyczajnie nie mógł się nadziwić temu ciepłu, temu uczuciu, że robił to bezwiednie. - Przepraszam...
- Już pana przeprosiłem sensei - zauważył chłodno Ryu. - Czego jeszcze ode mnie oczekujesz? - zapytał go wstając z ławki. - Może mi pan wpisać nieobecność - wskazał na dziennik i wyszedł z klasy. Nie chciał bardziej pogrążać Shikiego, kiedy klasa obserwowała go tak uważnie. Jeszcze mógłby niechcący się wygadać o swoim związku z Shinem, a to byłaby dla niego katastrofa. Zacisnął nieco pięści i skierował się do biblioteki.
Ryu przyszedł po kolacji pod gabinet Shikiego i oparł się o ścianę obok czekając na profesora. Zdołał się już uspokoić i spędził dzień z Chrisem, który zawsze poprawiał mu humor, więc teraz mógł spróbować zmierzyć się z Furuyamą.
- To ty do niego idź - mruknął cicho Ryu. - Z mojej osoby raczej się nie ucieszy... wiesz, że mnie nie lubi - przypomniał jej cicho.
Ryu skinął tylko głową od razu atakując Shikiego. Starał się utorować sobie od razu drogę do testów i dopadł je na samym końcu korytarza, jaki sobie stworzył. Przejrzał pytania dokładnie, zapamiętując je i postanowił poszperać głębiej. Może był odrobinę bezczelny ale zwyczajnie chciał coś więcej. Natrafił jednak na szczelne bariery i nie potrafił ich złamać. Nadłamał delikatnie ale to mu nic nie dało. Wycofał się więc i westchnął ciężko.
- Znam pytania - odparł cicho.
[tak myślałam, że komuś wpisałam ^^" tylko podejrzewałam kartę Chrisa o to ^^" gomene ]
Przeszukał pytania w swojej pamięci i wyrecytował.
- Patronus - czym on jest? Jak go uzyskać? Przed czym cię chroni? Jakie jeszcze funkcje może posiadać? - przeciągnął się lekko.
- Nie mam życzeń - odparł Ryu, ale po chwili uniósł lekko palec w górę. - No... mógłbyś zapomnieć o tych lekcjach, które opuściłem sensei...
- Sensei nie podoba ci się jak grzebię ci w umyśle? - zapytał Ryu uśmiechając się do niego lekko.
- Nie zrobiłem tego bezczelnie... nie zdawałem sobie sprawy, że robię to tak długo - odruchowo znów pomasował sobie szyję. Uścisk Shikiego trochę go zaskoczył, a klasie dał kolejny powód do plotek.
- Odpłaciłem się panu tym co robi pan ze mną - zauważył chłodno Ryu. - Trytony z całą pewnością sporo panu o mnie naplotkowały - zauważył zachowując całkowity spokój. Przynajmniej ten pozorny.
- Ale to nie było nic wstydliwego - westchnął Ryu. - To fajne... tak kogoś kochać - oblizał lekko wargi. - Pójdę już. Muszę jeszcze napisać esej na historię magii...
Ryu wrócił do Sakuranu wyraźnie poobijany i na domiar złego wpadł na woźnego, który rozpoczął kampanie "zwalczyć szkodniki". Męzczyzna wszczął wrzaski i zaczął ciągnąć chłopaka do kantorka. Ryu wyrwał się mu jednak i zacisnął pięści.
- Nie ma pan prawa mnie karać - zauważył chłodno. - Ta sprawa poinna zostać rozpatrzona przez opiekuna domu Okamishi - dopiero gdy to powiedział, zorientował sie na kogo się skazuje... zacisnął zęby i przyjął policzek od woźnego. Najwyraźniej trochę sie facet zdenerwował, ale posłusznie zaciągnął chłopaka pod drzwi pokoju Shikiego. Zapukał... choć lepsze byłoby określenie walił w drzwi tak długo aż mężczyzna otworzył.
- Jestem ci niezmiernie wdzięczny sensei - sarknął Ryu, bo skoro Shiki chciał tak pogrywać, to Ryu był zawsze do gierek chętny. Skłonił się nisko, dziękując Shikiemu. - Po raz kolejny już... niedługo zacznę czcić cię sensei.
Ryu miał coś jeszcze powiedzieć. Uświadomić Shikiemu, że to on zaczął, ale ugryzł się w język i wzruszył ramionami, po czym usiadł na krześle naprzeciw Furuyamy.
- Sensei... czy przemoc domowa w jakimś przypadku może być usprawiedliwiona?
- Nic... tak tylko pomyślałem, że w niektórych przypadkach może być usprawiedliwiona. Na przykład kiedy dziecko nie stosuje sie do poleceń opiekuna - oblizał nieco wargi, patrząc gdzieś w bok. - Albo bardzo chce iść swoją własną drogą... nie patrząc na marzenia rodzica - dodał nieco ciszej.
- Sensei? A co powinno zrobić to poszkodowane dziecko? - zapytał go Ryu, tym razem patrząc mu w oczy. - Albo... czy może jakoś sobie pomóc?
Ryu przeanalizował ostrożnie jego słowa i stwierdził, że te wyjścia nie wchodzą w grę. Potarł ostrożnie skronie i dopiero wtedy jakby dosłyszał stwierdzenie Shikiego o jego zainteresowaniu.
- Chciałbym pomóc takim dzieciom po prostu - nie skłamał. Tak naprawdę było, tylko zwyczajnie nie powiedział całej prawdy.
Ryu przez długą chwilę nie spuszczał go w oczu, po czym odetchnął głęboko i zmusił się do słabego uśmiechu.
- Sensei dziękuję za uratowanie mnie przed woźnym - tym razem podziąkował szczerze. - Pójdę jeszcze się umyć - dodał po chwili wstając z krzesła. Był nieco bardzo obolały i marzył o spaniu i nie wychodzeniu z łóżka przez tydzień.
- Sensei... ty jednak masz jaja... - wymamrotał Ryu ostrożnie wchodząc do "ślizgawki" i zjeżdżając nią na sam dół. Z dłonią przy ustach, by nie krzyeczeć. Zabawa była przednia.
[żal mi Shikiego :(((]
Ryu przyszedł nieco spóźniony, co zaczęło robić się jego rutyną. Jedyan tym razem był już po śniadaniu, a lewą rękę miał w bandażu. Zawsze mógł powiedzieć, że zatrzymała go piguła, co wcale nie byłoby wymówką. Usiadł na swoim miejscu przez chwilę obserwując klasę i jej starania z patronusami. Każdemu wychodziła już srebrna mgiełka. Teraz wystarczyło nadać jej formę.
- A mogę najpierw zadać pytanie dotyczące patronusów? - zapytał Ryu, bo pewna sprawa męczyła go od kilku dni. - Jaka jest zasada kształtu patronusa? Ty masz kota sensei, a na przykład ktoś inny ma borsuka. Dlaczego tak się dzieje? Od czego to zależy?
Ryu skinął głową teraz już nie wiedząc zupełnie dlaczego jego patronus jest feniksem. Naparł na umysł Shikiego szukając odpowiednich informacji, ale tym razem to Shiki wszedł do niego grzebiąc w jego myślach i wspomnieniach. Ryu postarał się przed nim obronić i zablokował szybko część wspomnień ale to ostatnie wciąż było zbyt żywe, a Shiki zatrzymał się przy nim i odtworzył sobie raz jeszcze pozwalając Ryu przeżyć koszmar raz jeszcze, kiedy to jego dziadek zabawiał się gasząc papierosy na jego lewej ręce. W końcu chłopak wyrzucił nauczyciela ze swojego umysłu i bezwiednie zacisnął zdrową rękę na tej zabandażowanej.
- Mogę spróbować raz jeszcze? - zapytał, nie komentując w żaden sposób tego co zrobił Shiki.
Chłopak nie odpowiedział, tylko z powrotem zaczął szukać odpowiedniego wspomnienia u Shikiego, odrzucając raz po raz te nieodpowiednie, które chcąc nie chcąc trochę naruszał. Nie zatrzymywał się jednak przy nich długo. Nie dał rady go jednak znaleźć. Wyszedł z jego umysłu szybko i pokręcił głową.
- Nie dam rady... nie wiem gdzie tego szukać - wymamrotał.
Szósta klasa mocno zawężyła obszar poszukiwań Ryu. Chłopak skinął głową i raz jeszcze wszedł w umysł Shikiego. Szybko odnalazł szóstą klasę i zawęził poszukiwania do meczów Quidditcha oraz treningów, w końcu znalazł odpowiedni mecz i obejrzał go w całości, a gdy wyszedł spojrzał na Shikiego.
- Wow... dobrze latałeś, sensei - mruknął z podziwem. - A to złapanie... znicza... mistrzostwo.
Ryu przyjął krytykę ze zrozumieniem. Wiedział, że jeszcze miał sporo nauki przed sobą. - Sensei? Jak mogę inaczej nad tym popracować? - zapytał mężczyzny.
- Chcę spróbować - odparł chłopak pewny, że jeśli nie spróbuje to nie przekona sie czy mu ta forma treningu odpowiada czy nie.
- I tak wracam obolały i cały w siniakach zazwyczaj - zauważył cierpko, odwracając od niego wzrok. Jęknął potem na myśl o jedzeniu. - Sensei... robisz to specjalnie przyznaj sie...
- Spadanie opanowałem do perfekcji - mruknął Ryu. - Sensei? Mogę dostać czekoladkę?
- Ale czasem bez upadków niczego nie da się nauczyć - zauważył Ryu biorąc jedną czekoladkę i ssając ją powoli. Jedna starczyła na tydzień.
- Sensei... ja umiem latać - odparł Ryu - I lubię to - dodał po chwili, kładąc się na ławce i wzdychając. - Może ja pomogę Laurze - zaproponował wstając i podchodząc do dziewczyny. - Źle ruszasz nadgarstkiem - złapał ją za rękę i poprawił jej ruch. - Teraz powinno ci wyjść...
Tak, Adam Wood nie potrafi przeżyć dnia bez zrobienia czegoś źle. Tym razem jego kociołek wybuchł i cała sala była w dziwnej zielonej mazi. Nauczyciel już nie kazał mu tego sprzątać, zawsze to robił i niczego to nie nauczyło Adama, dlatego kazał przyjść do pana profesora Shiki'ego i pomagać mu przez caaały tydzień. Oh great, był bardzo szczęśliwy z tego powodu. Przeszedł kilka korytarzy i wszedł do sali gdzie powinien znaleźć nauczyciela.
- Doooobry Psorku Shiiiiki-san! - krzyknął na całą salę uśmiechając się od ucha do ucha.
- Sensei? - Ryu podszedł do Shikiego, ale po chwili zmienił zdanie i wrócił pod okno. - Sensei... czy ty byłeś kiedyś ofiarą przemocy domowej? - zapytał wyglądając przez okno, siadając na parapecie.
- Sensei a żałujesz, że poszedłeś do Hogwartu i zostałeś czarodziejem? - zapytał zaraz Ryu, przyglądając się teraz profesorowi. - Sensei co ja mam robić? - zapytał go nagle szukając w nim odpowiedzi. - Jak mam żyć?
- Itai... - mruknął łapiąc się za głowę , jednak zaraz spojrzał na psorka. - No ale psoorku no.. Psorek to tak ładnie brzmi. - zamruczał śmiejąc się pod nosem. - A nasza szanowna Pani Syrektor przysłała mnie tutaj, za rozwalenie kociołka co spowodowało zieloną maź w całej sali. A przysłała mnie tutaj bym pomagał Tobie we wszyyyystkim przez caluutki tydzień. Cieszy się psorek? - wyszczerzył do niego swoje śnieżnobiałe ząbki, po chwili przynosząc mu jego glana. - Proszę, zacznę od tego.
- Ja nie mam bliskich osób - odparł Ryu, spuszczając wzrok na swoje palce. - I to nie jest takie proste sensei! - podniósł nieco głos, ściskając pięści i odetchnął kilka razy głęboko. - Nic w tym nie ma prostego.
- Haiii psorku... Psorku Shiki-chan. - zaśmiał się w podskokach wchodząc na zaplecze. - Łoooł.. Psorku.. Masz straszny bałagan. - przyznał rozglądając się. - Ale bajeranckie rękawice! - włożył je na ręce. - Co one robią?
Ryu nie wiedział co ma mu odpowiedzieć, jednak po chwili pokręcił przecząco głową. Miał przecież kilkoro przyjaciół.
- Ale to nie ma znaczenia sensei - odparował po chwili, siadając na ławce. - Bo ja nie moge mieć przyjaciół - nie mógł mieć, bo zwyczajnie bał się, że coś im się stanie.
[serio zaczynam współczuć Shikiemu... nie ma lekko z Ryu xD]
- Po prostu nie mogę - powtórzył cicho, na chwilę znów wyglądając przez okno. Przeszło mu przez myśl, że gdyby wyskoczył to cały ten koszmar dawno by się skończył. Podszedł do okna i przysiadł na parapecie. - Sensei? Ilu masz przyjaciół? Nigdy się o nich nie martwiłeś?
[jesteś ambitna :) przygotowujesz się już do tego? :D]
- Wiem - odparł chłopak, siadając na parapecie okrakiem. - Sensei a jeśli twoim przyjaciołom groziłaby śmierć, co byś zrobił w takim wypadku? - zapytał cicho.
- Ale walcząc o nich, broniąc ich... nie masz pewności, że na pewno przetrwają sensei - zauważył Ryu. - Nie lepiej po prostu ich od siebie odrzucić? - zapytał zaraz ignorując jego polecenie. Ocenił wysokość i stwierdził, że z odrobiną pomocy udałoby mu się zabić.
- Najwyżej trzy - zauważył głucho Ryu, nie doliczając do tej gromadki swojego psa. - Być może jestem słaby, a to... wszystko by zakończyło sensei - wciąż patrzył w dół, ale nie ruszył się, nie oponował i nie wyrywał się z uścisku dłoni Shikiego. - Wszystko. Byłoby lepiej.
- Skąd wiesz sensei? - zapytał chłopak, wciąż patrząc przed siebie. - Moja śmierć przyniosłaby spokój moim przyjaciołom, prawda? A oni są dla mnie... ważni - zacisnął wargi. - Sensei, skąd wiesz że nie jestem tchórzem?
- Bo nauczyłem się jak zwalczać strach, albo jego większą część i ignorować ból... - mruknął cicho chłopak, spuszczając nieco wzrok. - Popłakaliby trochę i by im to przeszło sensei, a ja już naprawdę nie mam siły. Było mi lepiej bez przyjaciół - mruknął choć sam w to nie wierzył.
- ALe ze mną nie jest im o wiele lepiej - zachwiał się na parapecie, całkowicie niechcący i pozwolił Shikiemu wciągnąć się do środka. - Nie jest wcale lepiej sensei.
- Nie - przyznał Ryu niemalże całkowicie pokonany. - Ale to nie zmienia faktu, że są w niebezpieczeństwie... może, może powinienem im zostawić wybór - zaproponował spoglądając na mężczyznę. - Otwarcie z nimi porozmawiać...
- Ale wolałbym żeby jednak zostawili - przyznał cicho Ryu, teraz obserwując czubki swoich butów. - Tak byłoby... bezpieczniej.
- Czemu chodził pan do zakazanego lasu? - zapytał cicho Ryu, unosząc nieco wzrok. Może trochę zmieniał temat, ale czuł się nieco niepewnie. Czuł się tak jakby całkowicie obnażył się przed kimś, komu nie do końca ufał.
- Sensei... - Ryu zacisnął pięści i przytulił się odrobinę do Shikiego, w przypływie słabości. - Sensei... jesteś silny - mruknął cicho.
- Sensei starasz się naśladować swojego nauczyciela? - zapytał cicho Ryu, nadal się nie odsuwając.
Chłopak ucałował usta Shikiego i przesunął się niżej, całując go po brodzie i szyi. Nie potrafił się powstrzymać przed zrobieniem malinki mężczyźnie. Innego sposobu na obudzenie nie widział. Muskał ustami jego szyję oraz obojczyki, a kiedy dotarł do klatki piersiowej zaczął ssać jego sutki.
- Coś wymyślisz - chłopak ucałował jeszcze raz jego usta. - Jakiś szalik, czy chusta... będzie ci pasowało - musnął raz jeszcze jego usta.
- Mhm... zaczyna trochę parzyć - odparł chłopak idąc za Shikim. - Poza tym... jutro nie masz tak dużo zajęć - zauważył z uśmiechem.
Shin wszedł przed nim i zobaczywszy, że nikogo w łazience nie ma, objął ramionami Shikiego i ucałował go mocno.
- Shi-chan... - pogłaskał go po głowie. - Jesteś świetnym nauczycielem - szepnął.
- W takim razie wychodzi ci Shi-chan - odparł Shin z uśmiechem, również się rozbierając i wchodząc powoli do wody. - Shi-chan jesteś taki... idealny, że aż nierealny - mruknął ze śmiechem chłopak.
- Idealny, nie mogę znaleźć w tobie rysy.... pytałem nawet Irytka - oznajmił, zanim zdołał się zorientować co robi. Zakrył usta dłonią klnąc w myślach.
- Twoje oczy, usta - odparł bez specjalnego zastanowienia Shin. - Twoja łagodność, twój dotyk - wymieniał dalej. Zamknął oczy pozwalając sobie na rozkoszowanie się delikatnymi ruchami mężczyzny.
- Tak jest - zasalutował mu Shin, zabierając się za zmywanie z siebie maści. Powoli przestawała mu dokuczać, a o bólu mięśni już dawno zapomniał.
Shin skończył zmywać z siebie maść i przylgnął do pleców Shikiego, łapiąc go delikatnie za ogon. Musnął ustami jego kark.
- Shi-chan, jak zrobię ci więcej malinek ukryjesz je? - zapytał szeptem do jego ucha.
- Nie chcemy - zgodził się z nim, obejmując go mocno i wtulając się w niego. - Chcemy szczęścia i spokoju - dodał, gładząc go dłonią po ramieniu.
- Mhm... wiem - szepnął Shin, wtulając się w niego nieco mocniej. - Shi-chan... - chłopak zagryzł nieco wargę. - Dlaczego twój związek z twoim nauczycielem się rozpadł? - zapytał szeptem, jednocześnie mocniej oplatając mężczyznę ramionami, jakby się bał, że bez tego Shiki mu zniknie.
- I nie chciałeś go nigdy odszukać? - zapytał cicho, wtulając się w niego mocniej. Odetchnął głęboko zamykając oczy.
- Sensei... - Ryu spojrzał mu w oczy i uśmiechnął się delikatnie. - Dziękuję sensei - mruknął, kiedy już humor mu się poprawił. Odsunął się od niego i uznał, że da mu spokój, bo przecież i Shikiemu należała się przerwa.
- Bo jesteś - zgodził się z nimi Shin. - Jesteś do niej stworzony... i chyba jesteś najlepszym nauczycielem jakiego do tej pory miałem - przyznał z uśmiechem. Puścił mężczyznę i zanurkował pod wodą. - No poza moją wychowawczynią mugolską - dodał wynurzając się spod wody. - Jej nikt nie przebije...
- Bo to jest bez sensu - wywrócił oczyma Ryu. - Nadal go nie rozumiem... ale lubię moją gwiazdę - wyszczerzył się do niego. - Nawet sprawdziłem, nie ma jeszcze swojego imienia.
- Hm lubiła dużo wiedzieć... co jakiś czas sadzała nas w kółku i rozmawialiśmy o sobie, swoich rodzinach i problemach - oparł się wygodniej o murek i przymknął oczy. - A jak ktoś nie mógł przy wszystkich to zabierała go na zaplecze, rozmawiała, dawała cukierki i czasem nawet przychodziła do domów by pomóc - uśmiechnął się lekko. - I nigdy nie krzyczała.
- Nie, tylko takie hm fajne - mruknął Ryu zbierając swoje rzeczy. - Nauczyciel wskazuje innym drogę... powinien przynajmniej, więc myślę, że jest pan na dobrej dordze - dodał wesoło.
- Moje spanie tolerujesz - zauważył wesoło Shin podpływając do niego i siadając mu na kolanach. - Dlaczego? Powinieneś mnie ukarać Furuyama-sensei - szepnął mu do ucha.
- Dobrze, tak myślę - spojrzał na Shikiego zdziwiony. - W końcu gram w Quidditcha, jestem w reprezentacji... musze umieć go unikać - zauważył z uśmiechem.
- Nie... nie chcę - przyznał chłopak całując go lekko po brodzie. - Ale po zajęciach możesz mi jakiś przyjemny szlabanik wymyślić - dodał szczerząc się do niego radośnie.
- Sensei... chcesz mnie zabić - Ryu nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Przecież to będzie dla niego horror. Odpierać Shikiego i jeszcze tłuczka. - Ale... spróbuję - zdecydował w jednej chwili.
- Ty po prostu lubisz gnębić Amakusę - zauważył Shin chichocząc pod nosem. Wtulił się w niego mocniej. - I będziesz mógł to robić jeszcze półtora roku - zauważył wesoło.
- Sensei ja już nie wiem... może lepiej żebym się do niego przyłączył - zaproponował wyznając tym samym Shikiemu jak bardzo jest rozchwiany.
- Sensei ale ja nie wiem czy ja chce go pokonać... zastanawiam się nad przyłączeniem się do niego. Nad rozpatrzeniem jego propozycji - przyznał cicho Ryu jednocześnie pokazując Shikiemu jak bardzo jest w tym wszystkim zagubiony.
- Sensei... ale może mi się nie udać... i nic się nie zmieni - wymamrotał beznadziejnie Ryu, nadal zajmując się wszystkim by tylko nie patrzeć na mężczyznę.
Shin zrobił oburzoną minę, mamrocząc o tym który to nie chciał malinek, ale zaraz pomasował go po klatce piersiowej, nakładając na nią balsam do mycia. Robił to powolnymi ruchami, raz po raz trącając jego sutki.
- Co trzeba zrobić, żeby cię zdenerwować Shi-chan? - zainteresował się.
- Nie wiem sensei - szepnął Ryu poddając jego słowa w wątpliwość. - Ale...eh jak trochę potrenuję może będę trochę pewniejszy? - oblizał lekko wargi.
- No to faktycznie ci się naraził - przyznał szczerze Shin, jedną dłoń spuszczając niżej, by namydlić przyrodzenie mężczyzny. Złapał go pewnie i powoli przesuwał po nim ręką. - Shi-chan... kocham cię - oświadczył w końcu, całując Furuyamę po brodzie.
- Ale ja się go boję sensei, on mnie krzywdzi - wydusił z siebie chłopak. - Od dziecka... ja nawet nie umiem z nim normalnie porozmawiać - wyznał po chwili.
- Mou... Shi-chaan - jęknął przeciągle Shin, nie puszczając go ani na moment. - Jeszcze pół godziny - szepnął mu do ucha i polizał po policzku.
- Nie poddaję się... jeszcze - spojrzał na Shikiego. - Tylko... szukam odpowiedniej strategii - dodał po chwili, przerzucając torbę przez ramię. Nie podobało mu się, że tak wiele powiedział Shikiemu nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
- Ale jak przychodzi o szóstej... to mamy jeszcze godzinę, a ja proponowałem tylko pół - westchnął chłopak robiąc nieco naburmuszoną minę. Wstał jednak z wody i osuszył się.
Ryu miał kiepski tydzień. Wybuchł mu kociołek na eliksirach aż dwa razy, przez co zarobił sobie szlaban i musiał czyścić całą klasę. Potem na transmutacji zamienił swojego partnera w pchłę i potem nie mógł go odnaleźć, za co również dostał szalban i musiał pomagać przy ocenianiu esejów. Żmudna praca i jakże męcząca. Następnie zapomniał o jedzeniu przez to wszystko i Chris się na niego obraził, a na sam dodatek dorwał go dziadek. Chłopak rozłożył się na trawie patrząc w niebo i obrócił żyletkę w dłoniach. Przez chwilę rozważał użycie jej, ale w końcu schował ją do kieszeni. Nie mógł uwierzyć, że była dopiero środa, a on już miał dość. Brakowało jeszcze OPCM gdzie powlókł się po zasłużonej przerwie. Ćwiczyli zaklęcia tarcze, ale po tym wszystkim Ryu zwyczajnie brakowało sił i ciągle lądował na podłodze odrzucony zaklęciem swych przeciwników.
- Haaai - westchnął Shin odchylając nieco głowę i pozwalając Shikiemu na ucałowanie go w szyję. - Pójdę przodem - zaproponował zaraz.
- Mam zły tydzień - westchnął chłopak rozmasowując pulsujące bólem ramię, na które non stop upadał. - Dwa razy wybuchł mi kociołek, zmieniłem kumpla w pchłę, pokłóciłem się z Chrisem, rozmawiałem z dziadkiem i nic nie jadłem od poniedziałku - przyznał się do wszystkich swoich porażek tego tygodnia. - Sensei... po prostu mi nie idzie - westchnął przecierając zmęczone oczy. - Następnym razem będzie lepiej - dodał ciszej.
- Lubię tę ślizgawkę - uśmiechnął się do niego, wchodząc po schodach do jego gabinetu. - Zakrętasy są bombowe - puścił do niego oczko.
- Kumpel już nie jest pchłą... za kociołki szorowałem klasę, a za pchłę... sprawdzałem eseje i nie spałem dwie noce z rzedu - położył się na ławce i przymknął oczy. - Bo Chris chce żebym jadł regularnie... a mi się to nie udaje, bo ciągle zapominam, albo znikam i nie przychodzę na posiłki...
- Zero krzyku - udał, że zasznurowuje swoje usta, po czym pocałował Shikiego raz jeszcze i zjechał na sam dół.
- Tak, pewnie tak - zgodził się z nim i uśmiechnął lekko. - Ale sensei... ja czasem chce, a nie mogę się zmusić - szepnął zamykając oczy i niemal zasypiając na ławce.
Shin odpuścił sobie tego dnia zajęcia w Sakuranie i spędził cały dzień na polanie za szkołą trenując swojego Wilkora. Teraz zadowolony wszedł do gabinetu Shikiego i rzucił mu się w objęcia całując go mocno.
- Shi-chan... co powiesz na weekend poza szkołą? - zaproponował. - Przecież jeden weekend nie zrobi ci nic złego prawda? - poszedł za radą Selene i rozpoczął namawianie mężczyzny.
- Spróbuję - obiecał siadając prosto i przecierając zmęczone oczy - Sensei... zmieniam o tobie zdanie - walnął szczerze.
- Mam... - chłopak chwilę pogrzebał po kieszeniach i wyciągnął paczkę nieotwartych jeszcze papierosów. - Proszę... co się stało? - zapytał cicho.
- Nadal ci nie ufam... ale już teraz trochę mniej - przyznał ostrożnie. - I nie jesteś znowu aż taki wredny - uśmiechnął się słabo.
- Mogę ci z nimi pomóc - zaproponował Shin siadając obok jednej z kupek esejów. - Będę pisał ci na kartce moje uwagi a ty potem uznasz na jaką ocenę zasługuje esej - dodał spokojnie. - Duch biega szybciej niż jeleń... i nie zaatakował go dziś.
Shin rozpoczął od prac klas najmłodszych. Tematów które znał dogłębnie. Przekazywał je zaraz Shikiemu do postawienia odpowiedniej oceny.
- Shi-chan... co się stało? - zapytał ponownie.
Bo za dużo od nas wymagasz - Shin pstryknął go w nos wracając do sprawdzania esejów. - Jak ci trochę pomogę to szybciej je ocenisz - dodał z uśmiechem.
- No ja wiem - wymamrotał Ryu. - Sensei... moge jutro nie przyjśc na zajęcia? Chciałbym trochę odespać...
- To zawsze parę godzin dla mnie - puścił oczko Shikiemu wracając do sprawdzania esejów. - Wiesz wolę cię mieć chociaż te pare godzin, niż w ogóle.
- Nadrobię sensei! - obiecał entuzjastycznie chłopak, po czym wstał i potykając się o własne nogi ruszył do sali na kolacje z nadzieją złapania Chrisa.
***
Piątek po południu przywitał go słoneczną pogodą. Razem z miotłą wędrował na boisko Quidditcha gdzie umówił się z SHikim.
- Hej nie psuj mi humoru - chłopak pacnął Shikiego przez łeb. - Parę godzin niedzielnego wieczoru to więcej niż mógłbym dostać jakbyś siedział nad tym sam - zauważył nieco naburmuszony. Zaraz jednak skinął głową. - Oglądąłem 3 razy - przyznał. - I wciąz zastanawia mnie dlaczego Leonardo nie mógł wejść na tratwę razem z Rose.
Ryu uśmiechnął się widząc kufer i złapał za jedną pałkę, po czym usiadł na miotle i wystartował.
- Przepraszam za spóźnienie - mruknął. - Zatrzymała mnie kolacja - dodał.
- Chyba ta w samochodzie - uśmiechnął się Shin. - Tyle w niej było pasji... dorównowała jej jeszcze ta w której Leoś malował Rose... - oblizał lekko wargi, czytając kolejny esej. - Em... ktoś chyba spał na lekcji... - pokazał esej trzecioklasisty Shikiemu.
Shin sprawdził do końca klasę trzecią, po czym wstał i przeciągnął się. Stanął za Shikim i nachylił się całując go w policzek. Zaczął masować mu kark i ramiona.
- Ścierpniesz mi zupełnie - mruknął mu do uch.
- Chętnie... może colę... albo coś z lodem - zaproponował chłopak, siadając od razu na kanapie i przeciągając się lekko.
Shin otworzył butelkę coli i upił łyk.
- A to ci dyrektorka - zaśmiał się cicho. - Pójdę po te testy - wygrzebał klucze do gabinetu Shikiego i wraz z nimi zniknął za drzwiami.
- Mam - pokazał mu pliczek papierów. - Te oceniam ja - dodał siadając Shikiemu na kolanach i zaciągając się jego papierosem, zaczął oceniać testy pierwszoroczniaków.
Bo teraz odpoczywasz - oświadczył z mocą Shin. - Ja sprawdzam, a ty odpoczywasz - musnął jego policzek ustami.
- Shi-chan... zxajmujesz sie tu wszystkimi, a kto zajmie się tobą? - zapytał go poważnie chłopak. - Więc łaskawie zamknij choć raz gębusie i idź spać, a jesli tego nie chcesz to chociaż zacznij odpoczywać, odpręż się - pstryknął go w nos. - Bo inaczej poszczuje cię Duchem - zagroził mu.
- Już lepiej - uśmiechnął się lekko chłopak. - Choć... teraz ciągle mnie pilnuje - westchnął teatralnie.
- I tak ma być - Shin musnął usta mężczyzny, po czym wrócił do oceniania. Shiki zasnął kamiennym snem, a chłopak nie chciał mu przeszkadzać, toteż spokojnie oceniał dalej, zostawiając tylko te prace którym nie bardzo wiedział co postawić dla Shikiego. Po kilku godzinach uporał się z pierwszą gromadką i połową drugiej, po czym ziewnął zmęczony i ułożył się na ławce zamykając oczy.
- Tak, wiem... aż mi czasem głupio - przyznał chłopak cicho, po czym westchnął i rozciągnął się. - No to zaczynamy?
Shin pokręcił głową i przetarł zmęczone oczy.
- No problem - ucałował go w policzek samemu przenosząc się na kanapę. - Po lewej są ocenione... a po prawej... nie wiedziałem co im wstawić - przyznał szczerze. - Shi-chan? Pośpiewaj mi troche...
Ryu chwycił się mocniej miotły kiedy Shiki na niego naparł. Założył kilka dodatkowych zabezpieczeń i zanurkował w dół, by zwiększyć między nimi odległość.
- In the Jungle ci się nie podobało? - zrobił zawiedzioną minę wyciągając się na kanapie. - To może... kołysankę - zaproponował. - Twój utwór własny.
Czuł obecność Shikiego. Im był bliżej tym mocniejszą. Wzbił się w górę, starając się nie osłabić koncentracji i ledwie wyhamował przed murem. Odetchnął głęboko na chwilę rozluźniając bariery i pozwalając Shikiemu na wejście mu do głowy. Wyrzucił go niemal natychmiast, znow nurkując.
Shin słuchał jego głosu z zamkniętymi oczyma, a jak skończył otworzył je i zaklaskał. - Szkoda, że nie piszesz nic swojego... napisz coś dla mnie - poprosił go podchodząc bliżej i całując go w policzek. - Masz podzielność uwagi?
- To możesz chociaż spróbować - ucałował go raz jeszcze w policzek, po czym powiódł dłonią po jego karku. - A mogę twoją podzielność uwagi przećwiczyć? - zapytał z szatańskim błyskiem w oku.
Skinął głową, próbując naprzeć na Shikiego. Kiedy jednak Shiki naparł na niego mocniej, zachwiał się na miotle i zacisnął mocniej dłonie na niej. Poziom trudności się zwiększył.
- Ale... no proooszę - Shin uklęknął przed nim pod biurkiem i odpiął sobie jego rozporek od spodni. - Zobacze jak bardzo jesteś... podzielny - pokazał mu język.
- Nie - wzruszył ramionami chłopak i westchnął ciężko nie wstając z podłogi. - Zwyczajnie chciałem, żebyś trochę wyluzował - mruknął opierając się o nogę biurka.
Ataki stawały się coraz mocniejsze, albo to RYu odczuwał coraz mocniejsze zmęczenie. Kolejny wytrącił go z równowagi i chłopak zawisnął na jednej ręce na miotle. Zaklął cicho i odetchnął głęboko, łapiąc miotłę drugą ręką. Wprowadził ją w młynek by z powrotem usiąść na niej i dopiero wtedy zajął się umacnianiem barier.
- Yhm, wiem - Shina jakoś to nie przekonało. Z westchnieniem wstał w końcu z podłogi. - Pójdę już, ok? - spojrzał za okno. - Robi się ciemno - wzruszył ramionami. - Dobranoc Shi-chan.
- Chyba nie do końca - Ryu zawsze oczekiwał od siebie więcej. Wylądował obok mężczyzny i od razu usiadł na trawie. Zamknął oczy oddychając ciężko. - To jest męczące...
Shin zszedł na śniadanie całkowicie zaspany i już po chwili dostał pocztę od rodziców. Krzykacza. Zagryzł zęby nie rozumiejąc. Uwaga dzieciaków od razu została na niego skierowana. Otworzył list, w którym głos jego matki poinformował go o tym jak bardzo jest zawiedziona tym, że jego oceny spadły oraz jego wycieczką do Hogwartu, o której McGonagall z pewnością poinformowała kobietę. Do tego jego matka wspominała o wstydzie jaki przyniósł jej fakt, iż jej syn sypia ze swoim nauczycielem. Miała na myśli zdarzenia z poprzedniej szkoły, ale Shina i tak to ugodziło. Śmiech i plotki od razu potoczyły się po sali. Chłopak zrezygnował z jedzenia. Wyszedł z sali niemal natychmiast podążając do dormitorium. Zabrał stamtąd jedynie swojego dość dużego już pupila i wraz z nim udał się do lasu. Pobliska polana wydała mu się odpowiednia. Położył się na ziemi, wtulając twarz w sierść ducha. Zagryzł wargę pozwalając łzom swobodnie płynąć. Więcej problemów nie mogła mu narobić.
Shin przez dłuższą chwilę nie reagował, wczepiając się mocniej w wilkora. Zawsze się zastanawiał dlaczego zwierzę chciało z nim przebywać i było takie łagodne, kiedy normalnie potrafiło odgryźć członki ciała. Dopiero po chwili otarł łzy i spojrzał na Shikiego
- Shi-chan... będziesz miał kłopoty. Lepiej żeby cię tu nie było - zauważył cicho.
- Nic nigdy nie jest dobrze - wymamrotał Shin kompletnie pozbawiony jakichkolwiek chęci.
- Albo w ogóle nie przedstawię - wzruszył ramionami Shin. Zaczynało mu być z tym wszystko jedno. Uśmiechnął się lekko przytulając mocniej do Shikiego. - Shi-chan... to jest Duch - wskazał na Wilkora, który z zainteresowanie obserwował mężczyznę. - Duch to Shi-chan. Mówiłem ci o nim, trochę boi się psów i psu-podobnych zwierząt, obchodź się z nim delikatnie - podrapał zwierzaka za uszkiem. - I nie... on nie jest do jedzenia. Tylko ja go mogę jeść - musnął ustami wargi Shikiego.
- I będziesz skończony zanim wrócisz do pokoju - mruknął cicho Shin. - To nie jest najlepszy pomysł... moja mama jest dość... świ.rnię.ta - skrzywił się lekko. - Dziękuję - szepnął całując go raz jeszcze.
- Ja mówiłem o twojej reputacji - wymamrotał Shin, a kiedy Hope podała mu list oddał go Shikiemu. Nie chciał czytać. Jeden list z domu na jeden dzień w zupełności wystarczał.
- Shi-chan... nie katuj mnie... co tam jest? - zapytał wciąż nie mogąc się przekonać do tego listu.
[ale za to nie dużo ^^ i idę o zakład, że Shiki ma większy staż w nauczaniu!]
Nathan obserwował trening Quidditcha z okna wieży zachodniego skrzydła szkoły. Zapalił papierosa zamyślając się na chwilę. Słysząc kroki na korytarzu z odruchu zgasił papierosa i zeskoczył z parapetu. Niczym dziecko... po czym westchnął ciężko.
- Geez... Shiki buraku, przestań mnie zachodzić od tyłu!
- Ale Shi-chan... ja chyba nie chcę - odetchnął głęboko Shin, odkładając list kawałek o siebie.
[ambitny nauczyciel xD Nathan szuka swojej drogi xD]
- Nie... wystarczyłoby miauknąć - odgryzł się, częstując go papierosem. Znów wskoczył na parapet, opierając się wygodniej i zapalił kolejnego. - Jesteś mi winny peta - pstryknął Shikiego w ucho.
- To znaczy, że mam przechlapane... - Shin położył się na trawie a wilkor go przygniótł niemal całym swoim ciężarem miażdżąc chłopaka. - Złaź... - wystękał Shin, kiedy Duch zaczął lizać Shikiego po policzku.
[z autorką :) wybacz jeśli się zawiodłaś :((]
- Żartowałem - wywrócił oczyma Nathan, po czym wyjrzał przez okno. - Mhm ale to wszystko zależy od kapitana... jak ten nie jest ambitny to trening przebiega jak ten tutaj - pstryknął palcami. - Ja też nie czułem mięśni po naszych... i ciągle spadłem z miotły pod koniec treningu - roześmiał się.
Shin zacisnął wargi i wzruszył ramionami. Pogłaskał wilkora po łebku, odsuwając go trochę od Shikiego i znów usiadł. - Nic - mruknął cicho, nieco mijając się z prawdą.
- A ja spadałem, bo mnie tłuczkiem gonili... uparli się by mnie strącić i się udało - wzruszył ramionami. - Piłeczka jako znicz... tego jeszcze nie widziałem - uśmiechnął się lekko.
[tu tak chyba jest... wiecej dziewczyn się plącze :)]
- No dobrze... ona nie bardzo za mną przepada - westchnął cicho, spoglądając na niego. - Chyba wolałaby mieć dziewczynkę.
- A ja się starałem, ale każdy uparł się, że mnie tłuczkiem trafi i w koncu stało się. Hah ale skoro nigdy nie zleciałeś z miotły... to tak jakbyś nigdy nie latał - podroczył się z nim Nathan. - Piwo chętnie wypiję... przyda się coś na uspokojenie nerwów.
- Może i tak... - uśmiechnął się do mężczyzny nieśmiało. - To po prostu boli, a jutro znów dostanę wyjca - westchnął przeciągle, kładąc się na trawie. Niesprawiedliwości stało się zadość.
- Biedaku, wilkołak wyczuł kotka i chciał go zjeść - zastanowił się chwilę nad tą możliwością i pokiwał poważnie głową. - Tak, tak... lepiej uważaj - poklepał Shikiego po głowie. - Ok, idziemy. Znasz jakąś fajną knajpkę?
- Lepiej nie... proszę Shi-chan... zostaw to - poprosił cicho Shin, muskając ustami wargi mężczyzny, ale tylko raz, bo bał się, że ktoś może ich nakryć. - I tak masz już pewnie przeze mnie problemy, prawda?
- Shi-chan... a musimy do nich iść? - zapytał cicho Shin, a jego wilkor zawarczał ostrzegawczo. To zwierze było wyczulone na każdą zmianę nastroju chłopaka, a strach odbierało jako zagrożenie życia. - Spokój Duch - fuknął na niego Shin, gromiąc zwierzaka spojrzeniem. Pogłaskał go lekko po futrze. - Ja trochę się boję wizyty tam - wyznał szczerze.
- Yhm... - Shin nie był szczególnie przekonany. Wtulił się w Shikiego i zacisnął pięści. - Nie chce tam jechać... - wyznał szczerze. - Uhm Shi-chan ale eh nie będę musiał z nimi za dużo rozmawiać, prawda? Z mamą...
- Nie wiem Shi-chan - Shin naprawdę poważnie wątpił w jego słowa. Wilkor poruszył się niespokojnie i wpakował się gwałtownie pomiędzy nich, akurat w odpowiednim momencie by uratować ich przed wścibskim woźnym. Polizał Shina po policzku, a chłopak przytulił go mocno. - Duch lubi polować - oznajmił jakby tylko o tym rozmawiali. - Uwielbia smak jeleni, ale bardziej ceni sobie pegazy czy charłaki. Wiem bo kiedyś nadgryzł Filchowi nogę... i potem ciągle chciał go jeść - zachichotał na samo wspomnienie.
- Koty atakuje jedynie na moje polecenie - odparł Shin uśmiechając się do niego szeroko. - Wiesz... mam na nie uczulenie i nauczył się je usuwać z mojej drogi - podrapał Ducha za uszkiem. - Ale ciebie nie usunie... - oblizał lekko wargi urywając w pół zdania. - Nauczyłem go by moich ulubionych profesorów bronił - dodał po chwili, kończąc dość bezpiecznie.
- Dobrze... - Shin perfekcyjnie udał długie zrezygnowane westchnienie po czym z ociąganiem wstał i przywołał do siebie ducha. - Tylko uważaj Shiki... bo Duch nie lubi jak sie mnie kara - pokazał mu język ruszając za mężczyzną jak na skazanie.
- Ale sobie poradziłeś - uśmiechnął się Shin, a Duch polizał Shikiego po dłoni w geście pojednania, po czym sam odsunął się w kąt jakby rozumiejąc strach mężczyzny. Shin przytulił się do Shikiego całując go lekko. - Woźny niczego się nie domyślił - mruknął po chwili.
Shin raz jeszcze popatrzył za nim niepewnie, po czym westchnął ciężko. - No i jednak mnie karasz... - zauważył cicho, biorąc garstkę proszku i wypowiedział adres swojego domu i po chwili wylądował w nim, zgrabnie wychodząc z kominka. Jego ojciec uniósł lekko brew, a matka niemal natychmiast go spoliczkowała.
- Jak śmiesz pokazywać mi się na oczy? - zapytała go, odsuwając się od niego na chwilę.
- O... uwierz to nie ja tego chciałem - odparował cicho chłopak, zapominając o trzymaniu języka za zębami. Jego matka poczerwieniała na twarzy i drugi raz uniosła dłoń przygotowując ją do ciosu.
Shin w pierwszej chwili nie bardzo wiedział co powinien zrobić. Mina jego matki wyrażała zdumienie. Kobieta zaklęciem niewerbalnym uwolniła się z krzesła ale nie wstała. Potarła skronie i zmarszczyła lekko brwi.
- Myślałam, że mój syn ma lepszy gust i czegoś się nauczył - wypluła chłodno. - Ale najwidoczniej ma słabość do futrzaków - warknęła, prawdopodobnie mając na myśli zwierzaka Shina, który nie przepadał za kobietą. - Zrób panu herbatę - poleciła chłopakowi, a Shin nie zaprotestował. Wolał zejść jej z oczu. - Co tym razem przeskrobał?
Shin zaparzył herbatę i wrócił wraz z trzema kubkami do salonu. Postawił je przed swoimi rodzicami i przed Shikim, siadając mu na kolanach. Nie dlatego, że chciał dokuczyć swojej matce. Zwyczajnie tam czuł się najbezpieczniej. Zachowywał się trochę niczym dziecko, ale taki właśnie był przy matce.
- Nie będzie mnie pan pouczał jak mam wychowywać swoje dziecko - zgrzytnęła zębami Laura, a jej mąż poklepał ją uspokajająco po ramieniu. - Najwyraźniej coś źle zrobiłam, bo związuje się z nieodpowiednimi ludźmi.
- A co pan wie o mnie, że śmie mnie pan pouczać, panie Furuyama? - zapytała chłodno kobieta, popijając herbatę. - Jak wychowuje mojego syna jest moją sprawą i nie podoba mi się to, że on znów romansuje z nauczycielem OPCM! - wrzasnęła wstając z miejsca. Wycelowała różdżką w Shina. - Nie mam już na niego siły - warknęła, po czym machnęła dłonią wypowiadając słowo. - Crucio.
Shin zacisnął mocniej powieki, nie bardzo chcąc jej dać satysfakcję, choć w jednej chwili ogarnął go ból nie do wytrzymania. Złapał się mocniej koszuli Shikiego. Jego ojciec wstał i westchnął ciężko.
- Cho.lera! Laura przestań wreszcie zachowywać się jak wariatka! Byłem pewien, że psycholog ci pomógł - warknął chłodno.
[dobrze mieć tak potężnego faceta xD]
- Może mi pan wierzyć lub nie... ale staram się - odparł ojciec Sawady, również klękając obok chłopaka. Sprawdził jego puls jak na lekarza przystało. - Wyjdzie z tego - odparł. - Musi odpoczywać - dodał cicho przykładając dłoń do policzka syna.
- Shi-chan... - chłopak popatrzył na niego odnajdując jego dłoń. - Jest ok - mruknął starając się wyprostować. Jego matka psioczyła na swoim miejscu.
Shin przyjął czekoladkę i wsunął ją do buzi. Zamknął jeszcze oczy uznając że tak jest mu zdecydowanie wygodniej.
- Ona bardzo się zmieniła - zaczął mężczyzna, biorąc syna na ręce zanim chłopak zdołał się zorientować. Został przeniesiony do swojego pokoju i okryty kocem. - Prześpij się - polecił mu ojciec, po czym wrócił do Shikiego i zaprosił go gestem do kuchni. - Ona... eh Shin jest jedynym dzieckiem jaki przeżył. Jej ciąże kończą się poronieniami, bądź martwymi płodami - Toshiro westchnął ciężko. - Powinna go kochać, a nienawidzi go i nie rozumiem dlaczego.
- Shin to dobry dzieciak - uśmiechnął się mężczyzna. - Niech się pan nim dobrze zaopiekuje... ostatnio niezbyt dobrze trafia - odetchnął głęboko. - Laura chciałaby go kontrolować. Cały czas mieć go pod swoimi skrzydłami.
- Nie pierwszy raz panie Furuyama - zgrzytnął zębami Toshiro. - Staram się ją okiełznać, ale to nie jest łatwe.
- Zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa, dlatego lepiej żeby Shin nie przebywał póki co w domu - odparł mężczyzna. - Proszę mnie też zrozumieć. Mimo wszystko kocham ją i nie chcę by trafiła za kratki, mimo że często obawiam się że zabije nasze dziecko. Chcę ją wyleczyć. Robiła postępy...
- Jesteś inny niż twój poprzednik - uśmiechnął się lekko mężczyzna wskazując mu drogę do pokoju chłopaka. - Niech zostanie. Jeśli będzie chciał mnie odwiedzić to umówimy się z dala od mojej małżonki - obiecał jeszcze, wpuszczając Shikiego do pokoju chłopaka.
- Dziękuję - Ryu odsunął od siebie tę niechęć, która mówiła mu, że przecież jakby chciał to potrafiłby więcej, albo jeśli postarałby się mocniej... wszystko go jednak bolało i miał tego dość. Rozłożył się na boisku. - Możemy skończyć na dziś? - spojrzał na Shikiego. - proszę...
Shin pokręcił przecząco głową, starając się opanować płynące łzy. Problem polegał na tym, że kiedy adrenalina opadła ból i zmęczenie wróciło. Delikatnie objął Shikiego za szyję i pociągnął go do siebie na łóżko. Wtulił się w niego mocno.
- Tylko mnie nie zostawiaj.
- Nie, dziękuję - pokręcił przecząco głową Ryu, siadając na ziemi. Ziewnął odrobinę przeciągając się. - Nie jestem głodny - dodał na swoje usprawiedliwienie.
Sawada w jego ramionach czuł się bezpiecznie. Unormował swój oddech i zamknął oczy. - Shi-chan... to nie twoja wina - zauważył cicho. - Nie dręcz się tym ok?
- Shiki-sensei - powrócił do swojego tytuowania mężczyzny. - Zjadłem kolację - przypomniał. - Proszę nie naciskać. Znam swój żołądek na tyle by wiedzieć, że teraz jedzenie jest nie wskazane... - zagryzł wargę. - Mógłbym wszystko zwrócić...
- Ona użyła go nie pierwszy raz... - szepnął wdychając jego zapach. Chciał zaprzeczyć, ale po chwili poczuł łzy znów zbierające się w oczach. - Serce - wyznał. - Kłuje.
- Haaaaaaaaaaaaaaaaaai sensei - Ryu wywrócił oczyma wstając wreszcie. - Dziękuję za lekcję - ukłonił się przed nim, zanim zabrał swoją miotłę i pognał w stronę zamku. Musiał jeszcze odrobić esej na OPCM. Zupełnie o nim zapomniał.
[jaaa tzn tego samego wieczora? czy innego już? bo nie wiem czy rozpoczynać wątek czy spróbować ciągnąć T^T]
Wziął od niego czekoladkę i pokiwał twierdząco głową. Gdyby nie bolało tak mocno to by o tym nie wspominał.
- Nie... tzn uhm średnio dwa razy podczas wakacji od kiedy skończyłem 5 klasę - dodał po chwili. Dłonie mu zadrżały więc złączył je ze sobą i przycisnął do ciała.
[ok, przepraszam zamotałam się :) ]
Ryu tym razem nie robił nic nielegalnego. Wracał właśnie z odbytego szlabanu wraz z Laurą. Dziewczyna darła się w niebogłosy przeklinając go, jakby to była jego wina że została ukarana.
- Amakusa to wszystko przez twój niewyp.arzony język! - wrzasnęła w końcu popychając go tak, że potknął się, ale odzyskał równowagę.
- Na twoim miejscu zamkn/ąłbym w końcu swoją jadaczkę! - fuknął chłopak, zaciskając pięści. Przy niej nie umiał być cierpliwy. Kiedy rzuciła zaklęcie, odbił je w błyskawicznym tępie i oddał jej tym samym. Rozbroił ją i przygniótł do drzewa. - Kobiet się nie bije, kobiet się nie bije - powtórzył sobie to parę razy, zanim opuścił ją i schował różdżkę do kieszeni spodni. - Niech cię szlag...
- Pomaga - zamknął oczy wtulając się w niego więcej. Nie powiedział nic więcej. Ojciec zazwyczaj pomagał mu dojść do siebie po takim zaklęciu. Nauczył go jak oddychać by unormować swój oddech i nie pozwalał panice przejąć kontroli. - Boje się Shi-chan - przyznał ostrożnie Shin. - Zabierzesz mnie stąd?
- Ja z nim?! - Laura podbiegła skąd dobiegł głos. - Chyba żartujesz! Jego nie da się kochać, on jest... ughr! - zacisnęła pięści i zatupała z niezadowolenia.
- Zabrakło języka w gębie? - zironizował Amakusa pojawiając się tuż obok niej. - Oh to zdarzyło się chyba pierwszy raz. Zapiszę na kominie i obwieszczę wspaniałą wiadomość całemu światu. Co grasz sensei?
Popatrzył na niego i nie udało mu się ukryć przerażenia malującego się w jego oczach. Nie chciał jej teraz widzieć. Pokręcił tylko głową wciskając ją w pierś Shikiego.
- Tylko zrób to szybko Shi-chan, proszę - szepnął.
- Po moim trupie Shiki - Laura odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę Sakuranu, a Ryu ziewnął nieco i usiadł obok mężczyzny.
- Balladę Gunsów poproszę - mruknął spoglądając w niebo.
- N-nie - zająknął się chłopak, czując na policzkach delikatne rumieńce. Wtulił się w niego mocniej, chcąc jak najdłużej pozostać w jego ramionach.
- Twoją ulubioną sensei - mruknął Ryu. Nie był wymagający, kiedy gwiazdy na niego zerkały zaciekawione z ciemnego już nieboskłonu.
Kobieta tylko prychnęła wciąż obserwując ich z nienawiścią. Ojciec Shina westchnął ciężko i pogłaskał chłopaka po głowie.
- Nie rób głupot - polecił mu tylko zanim weszli do kominka.
Odruchowo zamknął oczy pozwalając sobie na chwilę zapomnienia. Oparł głowę o ramię Shikiego nie uważając tego za coś niestosownego. Słuchał jego przenikającego do głębi głosu w milczeniu, a w połowie piosenki wymamrotał beznadziejnie.
- Zabiłem swoich rodziców... - jego głos wydał mu się taki nienaturalny i taki nieznośny, wpychający się w balladę Gunsów.
Shinowi zmiękły nogi i nie dotarł na kanapę. Zamiast tego opadł miękko na podłogę i wtulił się w wilkora, który wyglądał na nieco zaniepokojonego. Łypał to na Shina to na Shikiego węsząc podstęp.
- Shi-chan jest niewinny - szepnął mu do ucha chłopak. - Mama - dodał jeszcze przytulając go nieco mocniej.
- Zabiłem też parę innych osób - zauważył spokojnie Ryu. W końcu pracował dla dziadka, kiedy ten uczył go wszystkiego co umie. To naturalne, że musiał to zrobić. - Sensei czyni mnie to złym człowiekiem - mruknął. - Nie mogę utożsamiać się z czymś takim - wskazał na gwiazdy. - One są za piękne.
- Shi-chan? - chłopak wypił wszystko za jednym zamachem i nawet się nie skrzywił choć nie był to najlepszy smak. - Shi-chan... mogę tu spać dzisiaj? - zapytał mając nadzieję, że mężczyzna się zgodzi.
- Sensei... woźny dzisiaj wlepił nam szlaban. Zabijaliśmy szarańczę... czy od jej pogryzienia nic się nie stanie? - zapytał wprost wciąż patrząc na niebo. Wolał zmienić temat choć na chwilę, wciąż nie radził sobie z opowiadaniem o sobie.
- On chyba i tak by został Shi-chan... - uśmiechnął się słabo Shin, obracając na bok. Przykrył sie kocem. - On nie lubi jak mi źle...
- Ale on na to nie chciał pójść... bo Laura zaczęła się mądrzyć - westchnął ciężko chłopak. - Nie znosze jej sensei...
Shin pokręcił przecząco głową, a czując jak strach podchodzi mu pod gardła i łzy swobodnie płyną po policzkach zacisnął pięść. Był pewien że opanował uczucie obezwładniającej go paniki.
- Shi-chan... mogę... stracić... przytomność - wydusił poprzez gulę stojącą mu w gardle. - DO not worry... - poprosił jeszcze walcząc z obezwładniającym go uczuciem.
- Sensei... ale ja próbuję - skrzywił się Ryu. Jakby Shiki nie zdążył jeszcze zauważyć Laura i on byli na wojennej ścieżce z tym wyjątkiem, że ona używała brudnych środków, a on nie.
Shin już go nie słyszał. Jego dłonie mocno dygotały, a oddech przyspieszył. Gorąco i dreszcze zawładnęły całym ciałem i trwały kilka długich minut, a potem wszystko ustąpiło, a chłopak unormował oddech. Osłabienie dało mu się jednak we znaki. Chwycił Shikiego za rękę i przeprosił bezgłośnie. Takie napady lękowe czasem mu się zdarzały i zapomniał go o nich poinformować.
- Przecież się staram... w tym tygodniu zwymiotowałem tylko dwa razy i jem conajmniej jeden posiłek dziennie - wymamrotał chłopak. - Co do kłótni... będzie trudno...
- C-ciebie - wydukał chłopak nie chcąc go puścić. Nadal trochę się bał. Potrzebował zapewnienia, że wszystko gra.
- Ale sensei ja nie chcę żeby on stał się celem... - wymamrotał. - Mój dziadek już węszy jak go zdobyć.
- Kocham cię - szepnął Shin, zaciskając mocniej dłoń na jego ręku. Przymknął oczy i pozwolił by sen zabrał go w swoje objęcia.
- No to mi pozwól używać czarnej magii - spojrzał na Shikiego poważnie. Wiedział, że z nią miał szanse, bez niej one topniały niemal do zera.
Prześlij komentarz